Gdy
zmienisz sposób w jaki patrzysz na różne rzeczy, rzeczy te również się zmienią.
Niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu i szybko
odchodzą. Niektórzy zostają przez chwilę i zostawiają ślad w naszych sercach, a
my już nigdy, przenigdy nie będziemy tacy sami, bowiem każde zdarzenie z
przeszłości, ba każdy człowiek ukształtował nasz charakter i sprawił w jakim
miejscu obecnie się znajdujemy. Wypadek, który spotkał moją rodzinę niecały rok
temu zmienił nas wszystkich o 180 stopni jednak w każdym z nas pozostała
cząstka tej samej osoby, którą byliśmy wcześniej. Dużo rzeczy się od tego czasu
pozmieniało, bo dużo się wydarzyło, ale zmiany są dobre, bo nie można żyć starą
rutyną.
Po wypadku nasza rodzina się rozdzieliła i moja mama
zamieszkała z siostrą u naszej babci w Liverpool a ja wyprowadziłam się z
Manchesteru z moim ojcem do Londynu. Widujemy się rzadko, jednak wydaję mi się
że obie strony nie czują wielkiej potrzeby, aby udawać przed sobą, że naprawdę
wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Mieszkanie z moim tatą
nie jest wcale takie złe jak bardzo sobie wyobrażałam. Owszem, mieszkamy
obecnie w o wiele mniejszym mieszkaniu niż poprzednio, ale jest bardzo
przytulnie. Mam swój własny pokój, a Thomas (mój tata) zadbał o to, abym miała
również swój własny kącik, gdzie mogłam na spokojnie grać na pianinie. Kupił mi
również kota, biało- brązowego ragdolla imieniem Gustaw.
Na początku ojciec
chciał zabierać mnie często do kina, na zakupy, do restauracji, jednak ja
wolałam siedzieć w domu. Nie to, że nie chciałam z nim spędzać czasu, bo
oczywiście że tego pragnęłam, ale bycie w obcym otoczeniu, wśród obcych ludzi
mogłoby spowodować u mnie atak paniki. Ludzie często myślą, kiedy im odmawiam,
że jestem niegrzeczna albo ich nie lubię, ale prawda jest taka, że musiałam
mieć zawsze wszystko zaplanowane. Nawet przed wyjściem do sklepu musiałam
obmyślić plan najszybszej drogi do domu oraz ewentualnej ucieczki. Musiałam
brać wszystko pod uwagę i czasem nawet jak wychodziłam z moim kotem na dwór
musiałam brać pod uwagę nawet najbardziej absurdalne rzeczy takie jak
apokalipsa.
Teraz mogę z ręką na
sercu stwierdzić, że jest ze mną już dużo lepiej. Sesje oraz pobyt w szpitalu
dobrze mi zrobił przez co jestem teraz taka jaka byłam wcześniej.
W nowej szkole o dziwo szybko się odnalazłam. Nauczyciele
mnie polubili i zawsze szli mi na rękę wiedząc co przeszłam w ostatnim czasie. Już
pierwszego dnia poznałam wspaniałą dziewczynę- Marie która w krótkim czasie
stała się moją nową przyjaciółką i wkręciła mnie do swojej paczki znajomych. W
taki oto sposób stałam się nową, ale jednak i tą samą Marceliną. Powiem wam
szczerze, że ludzie tęsknią za całkowitą odmianą, a jednocześnie pragną, aby
wszystko było jak dawniej.
***
Zeszłam na dół po schodach, aby wyłączyć czajnik z wodą,
który wstawiłam, aby zrobić sobie i tacie herbatę. Zaparzyłam dwa kubki i udałam
się do salonu, gdzie siedział na kanapie i tępo wpatrywał się w telewizor,
chyba do końca nie wiedząc co właściwie ogląda. Usiadłam się obok i wręczyłam
mu ciepły napój do ręki. Uśmiechnął się do mnie w ramach podziękowań, a ja
odwzajemniłam uśmiech. Usiadłam się koło niego i chwilę słuchałam wiadomości,
które leciały przyciszone w tle. Bardzo długo milczeliśmy, aż w końcu przejęłam
inicjatywę i zaczęłam rozmowę.
- Jakieś nowe wieści w
sprawie Patrica? – zapytałam, wiedząc, że tata był odwiedzić go dzisiaj
popołudniu.
- W dalszym ciągu bez
zmian.- odchrząknął.- lekarze nadal pokładają szansę w to, że w końcu on się
obudzi, ale jeśli mam być z tobą szczery to już pogodziłem się z myślą, że nie
mam syna.- powiedział starając zachować się obojętny wyraz twarzy. Wiedziałam,
że jest to dla niego tak samo trudne jak dla mnie. Patric był jego pierwszym i
jedynym synem. Odkąd tylko pamiętam byli nierozłączni. Tata zawsze go wszędzie
woził, załatwiał przeróżne sprawy, był dla niego najlepszym ojcem jakiego mógł
tylko sobie wymarzyć. W głębi duszy byłam świadoma tego, że mój tata obwinia
się o ten wypadek, ale prawdę mówiąc nie był niczemu winien. Zrobił wszystko co
tylko mógł. To był po prostu okropny wypadek.
Pokiwałam głową i po
chwili dodałam.
- Tato, nie możesz cały
czas się obwiniać o to samo, dobrze wiesz ze to nie twoja wina.- wyciągnęłam
rękę i poklepałam go po ramieniu.- Wiem, że to najgorsze co można powiedzieć,
ale naprawdę będzie dobrze. Musi być. Rodzina Hayness’ów przeżyje wszystko,
nawet koniec świata.- ponownie się do mnie uśmiechnął i otworzył szerzej rękę,
aby mnie przytulić.
- Chciałabyś, może
zamówić pizzę na kolacje?- zaproponował.
- Szczerze mówiąc, to
myślałam nawet o tym, aby iść do miasta.
- Oj Marcyś, nie wierzę
w to co mówisz.- zaśmiał się, po czym wstał z kanapy i ruszył w kierunku łazienki.
Dobrze wiedziałam, że pójście do restauracji było ryzykowne,
ale tak jak mówił mi lekarz, nie mogę żyć wiecznie w tej samej klatce, bo
kiedyś nadejdzie dzień w którym się wykończę.
Codziennie specjalnie
dobierałam ubrania, poświęcałam dużo czasu aby się odpowiednio pomalować i
uczesać. Chciałam sprawiać pozory zdrowej na umyśle osoby, nienawidziłam kiedy
ktoś robił ze mnie wariatkę. Ludzie często myślą, że osoby które są chore
psychicznie będą wyglądać jak wrak człowieka. Będą chodzić z podkrążonymi
oczami, w brudnych ubraniach,
potarganych włosach i z resztkami makijażu na twarzy. Tak naprawdę każdy z
tych, którzy kiedykolwiek mieli problemy z psychiką wiedzą jak to jest.
Człowiek sprawia się zgrywać pozory. W XXI wieku nikomu już nie można zaufać.
Wybraliśmy pizzerię, która była w dosłownym centrum miasta i
zawsze wszystkie stoliki były zajęte. O dziwo w tym dniu lokal świecił
pustkami. Usiadłam przy stoliku przy oknie, a tata poszedł zamówić nam pizzę.
Przez okno obserwowałam
ludzi, którzy spacerowali ulicami miasta. Dzisiejsza pogoda nie była taka zła
jak w każdy przeciętny dzień. Temperatura sięgała około dwudziestu stopni i
nawet nie padało, wiec większość londyńczyków stwierdziło, iż będzie się
cieszyć dniem i wybrało się na spacer niż jak zwykle siedzieć w ponurych,
przesiąkniętych deszczem knajpach.
Nie czekaliśmy zbyt długo za zamówieniem, gdyż po niecałych
dwudziestu minutach kelner zmierzał do nas z tacą pełną jedzenia. Życzyliśmy
sobie nawzajem smacznego i zabraliśmy się za jedzenie.
Kiedy, mój ojciec
męczył czwarty kawałek zadzwonił do niego telefon. Byłam do tego całkowicie
przyzwyczajona, że nawet kiedy tata nie pracował dzwonili do niego z
komisariatu, aby coś dla nich zrobił. Czasem serio się zastanawiam, czy tylko
mój tata tam pracuje czy jednak mają jeszcze kogoś do pomocy.
W słuchawce odezwał się
męski niski głos, który tłumaczył coś w pośpiechu, a jedyne co potrafiłam
zrozumieć, to pojedyncze wyrazy takie jak: zabójstwo, morderca, ofiara. W pracy
policjanta nic nigdy nie ma sensu. Tata zapewnił, że za niedługo się pojawi i
się rozłączył.
Popatrzyłam na niego z
nadzieją, że mi coś wytłumaczy, ale rzucił tylko.
-Przepraszam Marcelina,
ale muszę jechać. Zapłacę za wszystko, tu masz klucze, wiem że trafisz do
domu.-powiedział wstając i wręczył mi pęk kluczy. Pokiwałam twierdząco, głową,
a on poszedł zapłacić i udał się w kierunku wyjścia.
Dokończyłam swoją część, podziękowałam i opuściłam
pomieszczenie. Szłam dość powoli, ponieważ chciałam się znaleźć w domu
najpóźniej jak to tylko możliwe. Włączyłam na spotify jedną z wolniejszych
playlist i przemierzałam ulicę w rytm spokojnej melodii i kojącego głosu Troye
Sivian’a.
***
Cześć wszystkim ponownie!
Jak sami możecie zauważyć, wróciłam na nowo, co prawda na inne opowiadanie, ale wróciłam z masą pomysłów, które chcę zrealizować jak najszybciej. Możecie się spodziewać notek dwa razy w tygodniu. W poniedziałki "z pamiętnika mordercy", a w piątki rozdziały.
Zapraszam serdecznie do czytania i do wyrażania swojej opinii.