niedziela, 9 lipca 2017

Rozdział 1 - Nothing has change



        
Gdy zmienisz sposób w jaki patrzysz na różne rzeczy, rzeczy te również się zmienią.

         Niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu i szybko odchodzą. Niektórzy zostają przez chwilę i zostawiają ślad w naszych sercach, a my już nigdy, przenigdy nie będziemy tacy sami, bowiem każde zdarzenie z przeszłości, ba każdy człowiek ukształtował nasz charakter i sprawił w jakim miejscu obecnie się znajdujemy. Wypadek, który spotkał moją rodzinę niecały rok temu zmienił nas wszystkich o 180 stopni jednak w każdym z nas pozostała cząstka tej samej osoby, którą byliśmy wcześniej. Dużo rzeczy się od tego czasu pozmieniało, bo dużo się wydarzyło, ale zmiany są dobre, bo nie można żyć starą rutyną.
         Po wypadku nasza rodzina się rozdzieliła i moja mama zamieszkała z siostrą u naszej babci w Liverpool a ja wyprowadziłam się z Manchesteru z moim ojcem do Londynu. Widujemy się rzadko, jednak wydaję mi się że obie strony nie czują wielkiej potrzeby, aby udawać przed sobą, że naprawdę wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Mieszkanie z moim tatą nie jest wcale takie złe jak bardzo sobie wyobrażałam. Owszem, mieszkamy obecnie w o wiele mniejszym mieszkaniu niż poprzednio, ale jest bardzo przytulnie. Mam swój własny pokój, a Thomas (mój tata) zadbał o to, abym miała również swój własny kącik, gdzie mogłam na spokojnie grać na pianinie. Kupił mi również kota, biało- brązowego ragdolla imieniem Gustaw.
Na początku ojciec chciał zabierać mnie często do kina, na zakupy, do restauracji, jednak ja wolałam siedzieć w domu. Nie to, że nie chciałam z nim spędzać czasu, bo oczywiście że tego pragnęłam, ale bycie w obcym otoczeniu, wśród obcych ludzi mogłoby spowodować u mnie atak paniki. Ludzie często myślą, kiedy im odmawiam, że jestem niegrzeczna albo ich nie lubię, ale prawda jest taka, że musiałam mieć zawsze wszystko zaplanowane. Nawet przed wyjściem do sklepu musiałam obmyślić plan najszybszej drogi do domu oraz ewentualnej ucieczki. Musiałam brać wszystko pod uwagę i czasem nawet jak wychodziłam z moim kotem na dwór musiałam brać pod uwagę nawet najbardziej absurdalne rzeczy takie jak apokalipsa.
Teraz mogę z ręką na sercu stwierdzić, że jest ze mną już dużo lepiej. Sesje oraz pobyt w szpitalu dobrze mi zrobił przez co jestem teraz taka jaka byłam wcześniej.
         W nowej szkole o dziwo szybko się odnalazłam. Nauczyciele mnie polubili i zawsze szli mi na rękę wiedząc co przeszłam w ostatnim czasie. Już pierwszego dnia poznałam wspaniałą dziewczynę- Marie która w krótkim czasie stała się moją nową przyjaciółką i wkręciła mnie do swojej paczki znajomych. W taki oto sposób stałam się nową, ale jednak i tą samą Marceliną. Powiem wam szczerze, że ludzie tęsknią za całkowitą odmianą, a jednocześnie pragną, aby wszystko było jak dawniej.

***
         Zeszłam na dół po schodach, aby wyłączyć czajnik z wodą, który wstawiłam, aby zrobić sobie i tacie herbatę. Zaparzyłam dwa kubki i udałam się do salonu, gdzie siedział na kanapie i tępo wpatrywał się w telewizor, chyba do końca nie wiedząc co właściwie ogląda. Usiadłam się obok i wręczyłam mu ciepły napój do ręki. Uśmiechnął się do mnie w ramach podziękowań, a ja odwzajemniłam uśmiech. Usiadłam się koło niego i chwilę słuchałam wiadomości, które leciały przyciszone w tle. Bardzo długo milczeliśmy, aż w końcu przejęłam inicjatywę i zaczęłam rozmowę.
- Jakieś nowe wieści w sprawie Patrica? – zapytałam, wiedząc, że tata był odwiedzić go dzisiaj popołudniu.
- W dalszym ciągu bez zmian.- odchrząknął.- lekarze nadal pokładają szansę w to, że w końcu on się obudzi, ale jeśli mam być z tobą szczery to już pogodziłem się z myślą, że nie mam syna.- powiedział starając zachować się obojętny wyraz twarzy. Wiedziałam, że jest to dla niego tak samo trudne jak dla mnie. Patric był jego pierwszym i jedynym synem. Odkąd tylko pamiętam byli nierozłączni. Tata zawsze go wszędzie woził, załatwiał przeróżne sprawy, był dla niego najlepszym ojcem jakiego mógł tylko sobie wymarzyć. W głębi duszy byłam świadoma tego, że mój tata obwinia się o ten wypadek, ale prawdę mówiąc nie był niczemu winien. Zrobił wszystko co tylko mógł. To był po prostu okropny wypadek.
Pokiwałam głową i po chwili dodałam.
- Tato, nie możesz cały czas się obwiniać o to samo, dobrze wiesz ze to nie twoja wina.- wyciągnęłam rękę i poklepałam go po ramieniu.- Wiem, że to najgorsze co można powiedzieć, ale naprawdę będzie dobrze. Musi być. Rodzina Hayness’ów przeżyje wszystko, nawet koniec świata.- ponownie się do mnie uśmiechnął i otworzył szerzej rękę, aby mnie przytulić.
- Chciałabyś, może zamówić pizzę na kolacje?- zaproponował.
- Szczerze mówiąc, to myślałam nawet o tym, aby iść do miasta.
- Oj Marcyś, nie wierzę w to co mówisz.- zaśmiał się, po czym wstał z kanapy i  ruszył w kierunku łazienki.

         Dobrze wiedziałam, że pójście do restauracji było ryzykowne, ale tak jak mówił mi lekarz, nie mogę żyć wiecznie w tej samej klatce, bo kiedyś nadejdzie dzień w którym się wykończę.
Codziennie specjalnie dobierałam ubrania, poświęcałam dużo czasu aby się odpowiednio pomalować i uczesać. Chciałam sprawiać pozory zdrowej na umyśle osoby, nienawidziłam kiedy ktoś robił ze mnie wariatkę. Ludzie często myślą, że osoby które są chore psychicznie będą wyglądać jak wrak człowieka. Będą chodzić z podkrążonymi oczami, w brudnych  ubraniach, potarganych włosach i z resztkami makijażu na twarzy. Tak naprawdę każdy z tych, którzy kiedykolwiek mieli problemy z psychiką wiedzą jak to jest. Człowiek sprawia się zgrywać pozory. W XXI wieku nikomu już nie można zaufać.

         Wybraliśmy pizzerię, która była w dosłownym centrum miasta i zawsze wszystkie stoliki były zajęte. O dziwo w tym dniu lokal świecił pustkami. Usiadłam przy stoliku przy oknie, a tata poszedł zamówić nam pizzę.
Przez okno obserwowałam ludzi, którzy spacerowali ulicami miasta. Dzisiejsza pogoda nie była taka zła jak w każdy przeciętny dzień. Temperatura sięgała około dwudziestu stopni i nawet nie padało, wiec większość londyńczyków stwierdziło, iż będzie się cieszyć dniem i wybrało się na spacer niż jak zwykle siedzieć w ponurych, przesiąkniętych deszczem knajpach.
         Nie czekaliśmy zbyt długo za zamówieniem, gdyż po niecałych dwudziestu minutach kelner zmierzał do nas z tacą pełną jedzenia. Życzyliśmy sobie nawzajem smacznego i zabraliśmy się za jedzenie.
Kiedy, mój ojciec męczył czwarty kawałek zadzwonił do niego telefon. Byłam do tego całkowicie przyzwyczajona, że nawet kiedy tata nie pracował dzwonili do niego z komisariatu, aby coś dla nich zrobił. Czasem serio się zastanawiam, czy tylko mój tata tam pracuje czy jednak mają jeszcze kogoś do pomocy.
W słuchawce odezwał się męski niski głos, który tłumaczył coś w pośpiechu, a jedyne co potrafiłam zrozumieć, to pojedyncze wyrazy takie jak: zabójstwo, morderca, ofiara. W pracy policjanta nic nigdy nie ma sensu. Tata zapewnił, że za niedługo się pojawi i się rozłączył.
Popatrzyłam na niego z nadzieją, że mi coś wytłumaczy, ale rzucił tylko.
-Przepraszam Marcelina, ale muszę jechać. Zapłacę za wszystko, tu masz klucze, wiem że trafisz do domu.-powiedział wstając i wręczył mi pęk kluczy. Pokiwałam twierdząco, głową, a on poszedł zapłacić i udał się w kierunku wyjścia.
         Dokończyłam swoją część, podziękowałam i opuściłam pomieszczenie. Szłam dość powoli, ponieważ chciałam się znaleźć w domu najpóźniej jak to tylko możliwe. Włączyłam na spotify jedną z wolniejszych playlist i przemierzałam ulicę w rytm spokojnej melodii i kojącego głosu Troye Sivian’a.


***
Cześć wszystkim ponownie!
Jak sami możecie zauważyć, wróciłam na nowo, co prawda na inne opowiadanie, ale wróciłam z masą pomysłów, które chcę zrealizować jak najszybciej. Możecie się spodziewać notek dwa razy w tygodniu. W poniedziałki "z  pamiętnika mordercy", a w piątki rozdziały.
Zapraszam serdecznie do czytania i do wyrażania swojej opinii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by Elmo